Pamiętacie zapewne Mik'a? Teraz nie o nim, ale o kimś kto był przy nim obecny - Travis M.
To nie był zwykły chłopak. Może wyglądał i zachowywał się normalnie, ale kiedy przekraczał próg domu, przeżywał codziennie piekło. Wchodząc do domu, widząc swoją "Mamę" mówił jej że ją kocha, na co ona odpowiadała: "Zamknij się, co mnie obchodzi co czujesz?". Opadały mu ręce. Nigdy nie miał ciepłego obiadu, kiedy robił sobie kanapki "Mama" do niego czasami mówiła: "Synku kocham Cię" na te słowa Travis się prostował i szeroko uśmiechał. Aż mu się kręciła łezka w oku: "Naprawdę?" pytał. Na co jego "Mama": "Hahaha Oczywiście że nie. Naprawdę uwierzyłeś że ktoś możesz kochać takiego śmiecia jak ty?" Travis zwieszał głowę: "No tak, przepraszam zapomniałem że przecież jestem nikim." Jego "Ojciec" tracił cierpliwość pytając: "Długo jeszcze będziesz tak stał szczylu?" Travis odpowiadał: "Nie już skończyłem przepraszam". W drodze do swojego pokoju Travis był "obrzucany" przezwiskami w stylu: ty gnojku! Ty śmieciu! Jesteś nikim! Nie zasługujesz na oddychanie! i wiele innych podobnych. Travis się tym bardzo przejmował ale mimo to doszedł do swojego pokoju. Od razu zabierał się za naukę. Uczył się bardzo dobrze, mógłby iść na najlepsze studia na świecie i świetnie sobie poradzić. Ale nic nie jest piękne. Kiedy Travis siedział sam, do jego pokoju "wpadał" (dosłownie) jego "Ojciec". Kilka razy go wyzwał. Po czym Travis wstał, bo wiedział co się zaraz stanie.
Jego "Ojciec" zaczął go bić pięściami najpierw po twarzy potem po brzuchu. Nie pił żadnego alkoholu. Bił go tak długo, aż Travis się przewrócił. Ale to nie był jeszcze koniec. Kiedy Travis leżał z ust zaczynała mu lecieć krew, jego "Ojciec" zaczynał go kopać. Jeszcze więcej krwi. leciało Travisowi z ust: "Jesteś śmieciem-mówił jego "Ojciec"- spójrz tylko na siebie. Po co cię wtedy wzięliśmy z sierocińca? Nie zasługujesz na miano mojego syna. Znaczysz dla mnie tyle co zeszło roczny śnieg" po czym napluł mu na twarz i wyszedł. Travis leżał jeszcze chwile po czym się podniósł, włożył rękę pod łóżko i wyciągał narkotyki. Wciągał je, chwilę siedział i uczył się.
To powtarzało się codziennie. Pewnego dnia, "Ojciec" pobił go tak mocno że trafił do szpitala: "Co ci się stało?" pytała pielęgniarka: "Nie nic-odpowiadał Travis-Jestem taki niezdarny spadłem po prostu ze schodów". Wolał mieć problemy niż wydać "rodziców". Kochał ich, mimo, że on był dla nich nikim. Doprowadzili go do takiego stanu, że bał się rozbierać przy innych chłopcach w szatni na lekcji w-f. Raz na jakiś czas Travis odwiedzał Mika. Przyszedł do niego akurat w swoje urodziny. Mike nie wiedział co mu dać za prezent więc kupił mu czekoladę. Kiedy chciał ją dać Travisowi, ten się popłakał ze szczęścia. "Co się stało?" zapytał Mike. "Dałeś mi prezent-odpowiedział Travis-jesteś najlepszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałem. Jesteś dla mnie taki dobry, Dziękuję Ci. Dałeś mi więcej niż mogłem chcieć." Zwykła mleczna czekolada, sprawiła mu tyle radości.
Pewnego dnia nie wytrzymał, wziął więcej narkotyków niż normalnie. Czuł się jakby był problemem, który trzeba usunąć, a więc się usunął się ze Świata.
Na jego pogrzebie, jego "rodzice" byli tylko przez pierwsze 5 minut, potem pojechali do domu. Aż tak bardzo, nim gardzili.
Umarł, bo wiedział, że jeśli będzie żył, to policja dowie się co robili mu jego "rodzice" a tego nie chciał. Marzył tylko o szczęśliwej rodzinie, a dostał piekło.
Travis Malong zmarł 13 marca 2013r. mając 17 lat
Jeśli to możliwe uczcijmy go minutą ciszy.
Dziękuję.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz